reklama
kategoria: Kultura / Sztuka
23 grudzień 2023

Myśli o porzuceniu aktorstwa mam co kilka miesięcy

zdjęcie: Myśli o porzuceniu aktorstwa mam co kilka miesięcy / fot. PAP
fot. PAP
Wschodząca gwiazda polskiego kina. Tak o Annie Szymańczyk pisano po premierze filmu „Znachor”, w którym wcieliła się w postać Zośki. Zachwytom nad jej rolą towarzyszyły też pytania o to, kim jest ta aktorka o charakterystycznej urodzie? Większość widzów jej nie kojarzyła, bo choć Szymańczyk już skończyła szkołę aktorską już kilkanaście lat temu, to do tej pory grała głównie w teatrze, bo filmowcy mieli jej do zaproponowania tylko epizody. Czy po „Znachorze” to się zmieniło? Wkrótce zobaczymy ją w serialu komediowym TVN „Camera Cafe. Nowe parzenie”. Nam Anną Szymańczyk mówi, czy ma już propozycje kolejnych ról, jak występ w „Znachorze” wpłynął na jej karierę, dlaczego lubi spędzać czas w skansenach i co jest dla niej najtrudniejsze w aktorstwie.
REKLAMA

PAP Life: „Śmiech na planie, płacz na ekranie” – głosi stare aktorskie porzekadło. Jak było na planie „Camera Cafe”?

Anna Szymańczyk: Bardzo dobrze, chociaż praca w sitcomie jest dość specyficzna i wymagająca. Serial „Camera Cafe” był kręcony w bardzo określony sposób – mamy jedną kamerę, jedno miejsce, mało rekwizytów. Trzeba grać w odpowiednim tempie, wszystko musi mieć swój rytm, bo inaczej tego żartu nie ma. A nawiązując do tego powiedzenia, to na naszym planie często było zabawnie, ale ja myślę, że to dobrze rokuje. Moje doświadczenie zawodowe, a trochę go już mam, podpowiada mi, że kiedy ekipa jest zgrana, akceptuje się i lubi, to później widz czuje tę lekkość na ekranie.

PAP Life: W kogo się wcielasz w „Camera Cafe”?

A. S.: Moja postać nazywa się Fretka i – jak wszyscy w serialu – jest pracownicą firmy Kompostar. To osoba, która rozładowuje wiele sytuacji. Jest imprezową dziewczyną, która często przychodzi do pracy skacowana czy zmęczona, ale mimo to nigdy nie zawala. Zawsze jest pełna energii i dosyć dominująca. W kontrze do niektórych postaci, które są dość powolne, „zawieszone”.

PAP Life: Temperament miała też Zośka, którą zagrałaś w „Znachorze”. Prywatnie masz dużo wspólnego z tymi dwiema postaciami?

A. S.: Tak, jestem dosyć temperamentną osobą i to jest moja cecha, którą wykorzystałam, pracując nad tymi rolami. Jestem dość szybka, głośna, pełna energii. Teraz dla równowagi czekam na możliwość zagrania postaci, które będą zupełnie inne, wygaszone. To będzie dla mnie wyzwanie, a to najbardziej kręci mnie w aktorstwie. Rola Zośki w „Znachorze” pod wieloma względami była dla mnie fascynująca i wyzwalająca. Spodobała mi się od początku. Grałam chłopkę, bez make-upu, z potarganymi włosami. A do tej pory byłam przeważnie obsadzana w rolach kobiet na szpilkach czy jakiś ekscentrycznych. Bardzo chciałam ją zagrać.

PAP Life: I zrobiłaś to świetnie. A nie miałaś łatwo, bo Zośki nie ma w powieści Tadeusza Dołęgi Mostowicza, na podstawie której powstał „Znachor”.

A. S.: Zośka łączy w sobie kilka postaci z powieści. Została wprowadzona do scenariusza, żeby trochę „uwspółcześnić” Antoniego Kosibę. Chciałam ją zagrać tak, żeby była widoczna. Jest właścicielką młyna, wie, czego chce w życiu, ma wyznaczone cele. To pełnokrwista postać, bardzo współczesna w swoim myśleniu. Konkretna, zdecydowana, zaradna, a zarazem ciepła, radosna. Nie jest zależna od mężczyzny. Zabiega o Kosibę, ale mu się nie narzuca, potrafi się wycofać.

PAP Life: Postać Zośki świetnie wpisuje się w aktualny trend przybliżania losów wiejskich kobiet. Książka „Chłopki. Opowieść o naszych babkach” Joanny Kuciel-Frydryszak nie schodzi z listy bestsellerów. Czytałaś ją?

A. S.: Tak, ale dla mnie to zainteresowanie wsią nie jest niczym nowym czy zaskakującym. Ja się pasjonuję „ludowością” od wielu lat. Pod tym względem jestem może nawet trochę dziwna, bo swoje trzydzieste trzecie urodziny urządziłam w skansenie. Uwielbiam skanseny, jeżdżę po Polsce i je zwiedzam. Sama mam wiejskie korzenie, w dzieciństwie dużo czasu spędzałam z dziadkami, którzy mieli gospodarstwo. Nie jest mi obce ani przerzucanie snopków, ani ręczne dojenie krowy, bo jeszcze takie pamiętam. Wiem, jak ciężko pracują rolnicy, oni nie mają wolnych weekendów i urlopów.

PAP Life: Jak to się w ogóle stało, że zdecydowałaś się zdawać na aktorstwo? Ktoś w twojej rodzinie miał artystyczny zawód?

A. S.: Nie, moja rodzina zupełnie nie jest związana ze środowiskiem artystycznym. U mnie pomysł, by zdawać na aktorstwo, pojawił się w gimnazjum. Robiliśmy wtedy taki projekt na podstawie fragmentów „Dziadów”. Zagrałam tam rolę Guślarza, zobaczyła mnie pani Krystyna Jędrys, która prowadziła koło teatralne Kokon i potem już poszło. Jeździłam na różne konkursy recytatorskie, chodziłam na kółko literackie, bo też bardzo interesowałam się literaturą. Byłam także w szkole muzycznej, ale tam z kolei za dobrze mi nie szło, bo muzyka wymaga skupienia, cierpliwości, której widocznie mi brakowało. O tym, że chcę być aktorką, wiedziałam od trzynastego roku życia, więc było oczywiste, że będę zdawać do szkoły teatralnej. Tak naprawdę moja droga była mało spektakularna.

PAP Life: Ale skuteczna. Do warszawskiej Akademii Teatralnej dostałaś się za pierwszym razem. Studia spełniły twoje wyobrażenia o zawodzie?

A. S.: Szczerze mówiąc studia mnie przeraziły. Po pierwsze przeprowadzka z Olsztyna do Warszawy była dla mnie dużą zmianą. Kiedy kilkanaście lat temu zaczynałam studia, Internet nie śmigał tak jak teraz, więc kontakt z rodziną czy znajomymi był dość utrudniony. Na studiach różnie mi się wiodło, niby byłam dobrą studentką, ale nauka była ciężka. Ja bardzo ambitnie podchodziłam do zajęć, nie umiałam bumelować i jakoś się prześlizgiwać. Byłam raczej typem pracusia. Na studiach zaskoczyła mnie ogromna ilość pracy fizycznej. Mało kto zdaje sobie sprawę z tego, że ten zawód wymaga bardzo dobrej kondycji fizycznej, bo to jest często praca w trudnych warunkach, od rana do nocy. Ciało musi być sprawne, nawet jak boli kręgosłup, to trzeba zacisnąć zęby i iść do przodu.

PAP Life: Skończyłaś studia 13 lat temu, a dopiero teraz zrobiło się o tobie głośno. Nie byłaś rozczarowana, że tak długo musiałaś czekać na swoją szansę?

A. S.: Ale ja właściwie od końca studiów się utrzymuję z tego zawodu. Debiutowałam w Teatrze 6 Piętro u Michała Żebrowskiego i Eugeniusza Korina, potem byłam w krakowskim Teatrze Stu u Krzysztofa Jasińskiego, a od 2012 jestem w warszawskim Teatrze Dramatycznym. Może moje role filmowe czy serialowe nie były spektakularne, ale grałam. Gdy w „Pierwszej miłości” postanowiono zakończyć wątek mojej postaci, Dagi, to podniosło się jakieś straszne larum. Zagrałam też w dwóch filmach Wojtka Smarzowskiego – w „Klerze” to był bardzo maleńki epizod, ale w „Weselu 2” to już większa rola – Ukrainki Ruty. W aktorstwie tak jest, że czasami trafiają się projekty, w których jesteś artystą, latasz pięć centymetrów nad ziemią. To jest szczęście i coś absolutnie fantastycznego. Taki właśnie był „Znachor”. Ale też musimy pamiętać, że my aktorzy pracujemy w usługach. Myślę, że sukcesem w tym zawodzie jest to, że wchodzisz z projektu w projekt, masz płynność pracy.

PAP Life: O Teatrze Dramatycznym, z którym jesteś związana od 10 lat, w ostatnim czasie jest bardzo głośno. Wielu aktorów zostało zwolnionych, niektórzy odeszli sami i publicznie opowiedzieli o mobbingu, którego doświadczali ze strony dyrektorki Moniki Strzępki. Premiera „Heks” została w ostatniej chwili odwołana, a Strzępka prawdopodobnie straci stanowisko.

A. S.: Na razie nie chcę o tym mówić. Myślę, że potrzeba jeszcze bardzo dużo czasu, żeby o tym spokojnie porozmawiać.

PAP Life: A chciałaś kiedyś zrezygnować z zawodu?

A. S.: Wiele razy. Podobnie jak u wielu moich kolegów aktorów, takie myśli pojawiają się u mnie regularnie co kilka miesięcy. Chyba najtrudniejsza w tym zawodzie jest niepewność. Ten lęk powoduje, że często pracuje się ponad siły, bo przecież za chwilę tej pracy może nie być i zabraknie na rachunki. Ja właściwie od dłuższego czasu pracuję po kilkanaście godzin dziennie. Poza filmem i teatrem pracuję też w dubbingu, nagrywam audiobooki – tego robię naprawdę sporo.

PAP Life: Podobno nagrywasz też erotyki?

A. S.: Żadnej literatury się nie wstydzę, uważam, że wszystko jest dla ludzi. Nagrywam literaturę piękną, poezję, ale też powieści obyczajowe i erotyki. Jeżeli ludzie chcą tego słuchać, to ja z chęcią użyczę swojego głosu. Jest dość niski, lekko zachrypnięty. Zdarzało się na castingach, że ktoś mówił, iż mam „starszy” głos niż wyglądam. Zresztą różne rzeczy słyszałam na temat swojego wyglądu. Kiedyś podobno wyglądałam staro jak na swój wiek, a teraz z kolei młodo. Jestem dość charakterystyczna, ale myślę, że równocześnie dość spójna w wyglądzie „dużej kobiety”. Ostatnio trochę schudłam do kolejnej roli, ale wiem, że nigdy nie będę drobną kobietą. Myślę jednak, że warunki dają mi szansę. Nie zawsze są potrzebne chude blondynki z niebieskimi oczami. Kiedyś może trochę m to przeszkadzało. Ale mam 36 lat i już się pogodziłam z tym, jak wyglądam.

PAP Life: Po „Znachorze” zaczęłaś dostawać więcej propozycji?

A. S.: Zdecydowanie tak, na pewno ta Zośka jest jakimś kamieniem milowym w mojej karierze. Rolę w „Camera Cafe” dostałam po „Znachorze”, oczywiście przeszłam normalny casting. Zrealizowałam też nową produkcję, którą wiosną będą mogli zobaczyć widzowie. Tam zagrałam pierwszoplanową postać. Teraz jestem w trakcie rozmów na temat kolejnych produkcji. Na razie nie mogę o nich mówić, ale dzieje się dużo. (PAP Life)

Rozmawiała Izabela Komendołowicz-Lemańska

ikl/ gra/

Anna Szymańczyk – aktorka teatralna, filmowa i dubbingowa, absolwentka warszawskiej Akademii Teatralnej. Karierę zaczynała w Teatrze 6.Piętro, obecnie jest związana z warszawskim Teatrem Dramatycznym. Na ekranie debiutowała w 2009 roku, ale przez lata grała epizodyczne role, m.in. w serialach „Pierwsza miłość”, „Na Wspólnej”, „Szadź”. Jej najbardziej znaną rolą jest postać Zośki w tegorocznym hicie Netfliksa „Znachor”.

PRZECZYTAJ JESZCZE
Materiały sygnowane skrótem „PAP” stanowią element Serwisów Informacyjnych PAP, będących bazami danych, których producentem i wydawcą jest Polska Agencja Prasowa S.A. z siedzibą w Warszawie. Chronione są one przepisami ustawy z dnia 4 lutego 1994 r. o prawie autorskim i prawach pokrewnych oraz ustawy z dnia 27 lipca 2001 r. o ochronie baz danych. Powyższe materiały wykorzystywane są przez [nazwa administratora portalu] na podstawie stosownej umowy licencyjnej. Jakiekolwiek ich wykorzystywanie przez użytkowników portalu, poza przewidzianymi przez przepisy prawa wyjątkami, w szczególności dozwolonym użytkiem osobistym, jest zabronione. PAP S.A. zastrzega, iż dalsze rozpowszechnianie materiałów, o których mowa w art. 25 ust. 1 pkt. b) ustawy o prawie autorskim i prawach pokrewnych, jest zabronione.
pogoda Pisz
3.3°C
wschód słońca: 07:18
zachód słońca: 15:22
reklama

Kalendarz Wydarzeń / Koncertów / Imprez w Piszu